Napisałam kolejny rozdział. Zeszło mi to trochę, choć myślałam, że i tak do końca tygodnia się nie wyrobię. Spełniłam prośbę Psychicznej i mam nadzieję, że fragment pisany z perspektywy Edwarda nie wyszedł mi najgorzej. Chciałam, żeby był jak najbardziej realistyczny, ale nie wiem na ile mi się to udało.
Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze, nawet nie wiecie ile wasze opinie dla mnie znaczą. Myślę, że kolejny rozdział powinien pojawić się do końca tygodnia, ale w tej chwili naprawdę nie mogę niczego obiecać. Miłego Czytania;)
Nie zeszłam na kolacje. Nie rozpakowałam się. Po prostu leżałam i płakałam. Byłam im jednak wdzięczna- pozwolili mi na to. Esme kilka razy zajrzała do pokoju, ale nie pocieszała mnie. Nie chciałam tego, nie chciałam, żeby ktoś się nade mną rozczulał, zwłaszcza ktoś kogo prawie nie znam. Choć miałam świadomość, że oni wszyscy naprawdę chcą dla mnie dobrze, to w tej ogromnej i luksusowej willi czułam się jak ptaszek w złotej klatce. I choć miałam świadomość, że w każdej chwili mogę z niej wyfrunąć, to jednak nie robiłam tego. Dlaczego? Bo nie miałam już swojego gniazda...
Nie wiedziałam ile tak leżałam, po pewnym czasie zasnęłam. Spałam spokojnie, co było bardzo dziwne, gdyż zawsze w nowych miejscach miałam koszmary. Czyżby mój organizm nie pytając mnie o zdanie zaczął traktować to miejsce jak dom?
Podniosłam się z łóżka, rozglądając dookoła. Był pewnie środek nocy, pokój oświetlało blade światło księżyca. Wstałam i wyszukałam ręką włącznika. Jaskrawe światło płynące z żarówki całkowicie mnie oślepiło. Zamrugałam kilka razy i otworzyłam drzwi. Byłam strasznie głodna. Moim ostatnim posiłkiem była kanapka zjedzona w samolocie. Wyszłam z pokoju. Korytarz również został oświetlony przez blask księżyca, więc nie zapalając światła i starając się być cicho zeszłam na dół. Jeszcze by tylko brakowało, żebym wszystkich pobudziła. Objaśnienia Alice zapamiętałam dość dobrze- bez problemu udało mi się trafić do kuchni. Gorszym problemem było znalezienie w niej czegokolwiek. Było to naprawdę ogromne pomieszczenie, z nowoczesnymi meblami, wielką, srebrną lodówką i najnowszymi sprzętami kuchennymi. Po kolei otwierałam wszystkie szafki, aż wreszcie udało znaleźć mi się płatki, miskę i mleko. Usiadłam przy stole i zaczęłam jeść. Chwilę potem do kuchni wszedł zaspany Emmett.
-Boże dziewczyno jest trzecia w nocy, o tej porze się śpi.
-Przepraszam, nie chciałam nikogo obudzić.-powiedziałam cicho i spuściłam wzrok.
-Nikogo nie obudziłaś, no przynajmniej nie ty. Te ściany naprawdę są za cienkie. Ciesz się, że nie masz pokoju przy Jasperze. Strasznie chrapie. Że też Alice to nie przeszkadza.-pokręcił głową.
Podszedł do lodówki, wyciągnął sok i usiadł przy mnie. Gdy podniosłam wzrok, zauważyłam, że bacznie mi się przygląda.
-Jak możesz jeść to świństwo? Trzeba było przyjść na kolację, Esme przygotowała świetnego kurczaka. Jeszcze chyba coś zostało, odgrzać ci?
-Nie, wystarczą mi płatki.
-Rosalie cię polubi. W całym domu tylko ona to je. Reszta tego nie toleruje.
-Nie są takie złe.
-Skoro tak twierdzisz. Ale nie myśl sobie, że uda ci się mnie do nich przekonać. No, a jak ci się podoba dom?
-No jest bardzo duży.-zawahałam się- Ale fajnie urządzony.
-Esme z Alice urządzały ci pokój. Dziwne, że jeszcze cię nie pytały jak ci się podoba.
-Pokój też jest ładny. Dzięki. W ogóle wszystko jest takie...
-Bogate.-stwierdził
-Nie, nie to miałam na myśli. Raczej chodziło mi o przestronne, u siebie w Phoenix miałam bardzo mało miejsca.
-Nie powinnaś była być bardziej opalona, jeśli cały czas przebywałaś na słońcu?
-Moja mama jest... była albinosem.
-Żartujesz?
Pokręciłam głową.
-Mogę cię o coś spytać?
-No jasne siostrzyczko- uśmiechnął się do mnie szeroko. Trochę zawstydziło mnie to określenie
-Czy wy wszyscy zostaliście adoptowani?
-Tak. Rosalie z Jasperem są rodzeństwem i ja z Edwardem i Alice również.
-Co się stało z twoimi rodzicami?
Zdziwiło go to pytanie. Minęło kilka sekund zanim odpowiedział.
-Mama zmarła tuż po narodzinach Edwarda, ojciec piętnaście lat później na gruźlicę.
-Przykro mi.
-Dzięki. Teraz rodziców zastępują mi Esme i Carlisle.
-Kochasz ich?
To pytanie zaskoczyło go jeszcze bardziej. Sama nie wiem czemu je zadałam.
-No jasne. To najlepsi ludzie pod słońcem. Zresztą sama zobaczysz. Nawet nie wiesz jak się cieszyli, gdy powiedziałaś, że przyjedziesz. Nie wiem jakim cudem, ale jakoś nas wszystkich ogarniają.
-Nie jesteście tacy źli.
-Och jesteśmy. Nawet nie wiesz jak. Zwłaszcza gdy trzeba wytypować kogoś do zakupów z Alice. To prawdziwa zakupoholiczka.
-Jest miła. Spędziłam z nią chyba najwięcej czasu, z was wszystkich. Nie wiem czy mogę cię o to pytać...-zawahałam się
-Pytaj o co chcesz.
-Jaka jest Rosalie?
-Och Rose, no cóż, chyba nie jestem co do niej obiektywny, wiesz jesteśmy tak jakby razem.
-Aha, rozumiem. A Jasper?
-Jasper, cóż Jasper strasznie chrapie, ale to już wiesz- uśmiechnęłam się- Jest można by powiedzieć, że spokojny, chyba najspokojniejszy z nas wszystkich. Trochę się podlizuje rodzicom, ale da się wytrzymać- puścił do mnie oko.
-A Edward?
-Och, z nim to są trzy światy. Tak się chyba mówi prawda?- potwierdziłam- Jest niezdecydowany no i najmłodszy przez co prawie wszystko uchodzi mu płazem. No, ale teraz ty przejmujesz tą fuchę, więc będzie musiał się trochę potrudzić. No, a ja jak pewnie już zauważyłaś, jestem najsilniejszy, najmądrzejszy i ogólnie najlepszy. Ale wiesz jak to jest, nie będę się przechwalał.
-Oczywiście, że jesteś. Naprawdę.
Wstałam i umyłam miskę.
-Przepraszam, że cię tak wypytuję, ale...
-No jasne, rozumiem cię. Cieszę się, że już jest ci lepiej. Martwili się o ciebie.
-No tak, nie czułam się najlepiej.
-Ale teraz już jest ok?
-Mam taką nadzieję.
-Chyba już powinniśmy się położyć. Do jutra siostrzyczko.
I zamiast wyjść podszedł do mnie i się przytulił. W końcu puścił mnie i nadal się uśmiechając wyszedł. Poszłam w ślad za nim. Weszłam do pokoju, ale jako, że już się wyspałam postanowiłam się wreszcie rozpakować. Nie było sensu dłużej udawać, że zaraz odwiozą mnie do rodziców. Musiałam przyjąć do wiadomości, że teraz to miejsce będzie moim domem. Cóż, zastanowiłam się oglądając dokładnie pokój, mogłam trafić gorzej.
Moja własna łazienka okazała się równie przestronna jak cała reszta domu. Utrzymana w kremowych barwach, przypadła mi do gustu. Ona również została wyposażona. Na moje artykuły pozostała tylko jedna półka. Zresztą wszystko bez problemu się w niej zmieściło.
Drzwi, które znajdowały się tuż obok tych do łazienki, okazały się być wejściem do garderoby. Otworzyłam je i szeroko otworzyłam oczy. Było to duże pomieszczenie z wielką ilością półek. Na większości z nich, poukładane już były nowe, jeszcze z metkami ubrania, na wieszakach wisiało kilkadziesiąt nowiutkich sukienek, a na prawo, pod całą ścianą poukładane były buty. Aż westchnęłam gdy je wszystkie policzyłam. Po co mi tyle ubrań? Alice przeszła samą siebie. Na środku był słup, dość szeroki, otoczony ze wszystkich stron lustrami. W rogu stały dwa fotele ze stolikiem, a obok nich na półkach poukładane były komplety biżuterii. Tylko kilka półek było pustych i na nich bez problemu zmieściły się moje wszystkie ciuchy. Wróciłam do pokoju. Poduszki z łóżka przerzuciłam na fotel stojący pod oknem- dziwne, że wcześniej go nie zauważyłam, a na półkach poukładałam swoje zdjęcia, płyty i książki. Cofnęłam się parę kroków i krytycznym wzrokiem spojrzałam na efekt. Nie było tak źle. Odwróciłam się. Koło laptopa położyłam drewnianą ramkę i flakon mamy. Wyszło to nawet w miarę dobrze. Fioletową firankę związałam czerwoną wstążką i otworzyłam okno. Dopiero teraz spostrzegłam, że miałam też balkon. Spojrzałam na zegarek, dochodziła już prawie czwarta. Ze mną naprawdę musiało być coś nie tak, po poprzestawiały mi się pory dnia. Westchnęłam i wróciłam do łóżka.
Obudził mnie szum na dole. Ktoś coś chyba odkurzał. Była dopiero siódma, nie sądziłam, że tutaj dzień zaczyna się tak szybko. Wstałam i poszłam do łazienki. Ciepła kąpiel znacznie poprawiła mi humor. Otuliłam ciało ręcznikiem, odrzucając do tyłu mokre włosy i z powrotem wróciłam do pokoju po ubranie. Aż podskoczyłam gdy zobaczyłam w pokoju Edwarda. On również się zdziwił moim ubraniem, a właściwie jego brakiem.
-Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć. Pukałem, ale chyba nie słyszałaś.
-Nie, nie nic się nie stało. Nie spodziewałam się, że ktoś tu jest. Nie słyszałam jak wszedłeś.
Otworzyłam drzwi przestronnej garderoby i próbowałam przypomnieć sobie, gdzie poukładałam moje ubrania, starając się zachowywać się naturalnie, mimo, że czułam na sobie jego baczny wzrok. Dopiero teraz zauważyłam, że był bardzo, ale to bardzo przystojny, wręcz nienaturalnie. Jego wygląd mnie rozpraszał. Zresztą wszyscy byli piękni, jasne cery nie miały żadnych niedoskonałości, włosy były mocne i zadbane, a dodatkowo poruszali się jak zawodowi modele.
-Esme kazała mi sprawdzić jak się czujesz i zapytać czy zejdziesz na śniadanie.
-Tak zaraz przyjdę.
-Okej to zostawię cię teraz samą.-wyszedł z pokoju. Wciągnęłam głęboko powietrze. Czemu tak bardzo mnie rozpraszał jego wzrok, wygląd i głos?
***
Musiałem przyznać, że była ładna. Nawet bardzo ładna. W tym ręczniku wyglądała tak kusząco... Nadal byłem przeciwny temu by z nami została, tak było by lepiej dla niej samej, ale nie mogłem zaprzeczyć, że miała piękne nogi, no i włosy. I jej oczy... I nadal nie słyszałem jej myśli. Irytowało mnie to. Wczoraj nie bardzo zwróciłem na to uwagę, gdy chciałem zazwyczaj udawało mi się wyciszyć towarzyszące mi głosy. A wczoraj tego chciałem, zwłaszcza, gdy Alice bez przerwy mnie upominała. Więc nie bardzo zwróciłem uwagi na fakt, że nie słyszę jej myśli. A teraz zaczynało mnie to irytować. I jeszcze ten rumieniec na jej policzku... Dlaczego się zarumieniła na mój widok? Pewnie dlatego, że zobaczyłem ją w samym ręczniku. Nie powinienem był tam wchodzić. Ale z drugiej strony w tamtej chwili chciałem zostać tylko tam, tylko przy niej. Wariowałem.
Na dole wszyscy na nią czekali. Nie musieliśmy jeść i wcale nam to jedzenie nie smakowało, ale przecież musieliśmy grać normalną rodzinę. Właśnie dlatego Jasper próbował sam ogarnąć smażące się jajka, i tylko ja wiedziałem, że najchętniej by je wyrzucił i jeszcze zakopał. Emmett miał za zadanie zrobić kawę i z całej siły powstrzymywał się by nie wyrzucić ekspresu przez okno. Esme spryskiwała kwiaty, a Carlisle próbował odkryć jak działa tostownica. Używaliśmy tego pierwszy raz.
-A co jeśli ona nie lubi kawy?- zapytała Rosalie zerkając na Emmetta.
-To wtedy raz na zawsze pozbędziemy się tego cholernego ekspresu. Ja mam dość. Za cholerę mi to nie wyjdzie.-warknął, dodając w myślach: Jaki głupiec wymyślił to dziadostwo?
-Bo źle do tego podchodzisz. Trzeba delikatnie i łagodnie.-zaśmiała się, na rękę jej było pokazanie każdemu, że we wszystkim jest najlepsza. Tak, tak, przecież ona jedyna nie wypiła ludzkiej krwi. Irytowała mnie.
-To spróbuj sama-warknął i odsunął się robiąc jej miejsce. No cóż, nawet jeśli za bardzo się przechwalała, już po kilku minutach na stole stało osiem kubków kawy.
-A nie mówiłam- Rosalie uśmiechnęła się do ukochanego cmokając go w policzek. Nadal stał obrażony.
W tej właśnie chwili, najpierw usłyszałem jej kroki, potem poczułem jej słodką woń, aż wreszcie ją zobaczyłem. Nadal wilgotne włosy opadały jej na ramiona i moczyły trochę za dużą, kraciastą koszulę. Spojrzała na nas niepewnie. Nadal nie znałem jej myśli, nie byłem przyzwyczajony, że ktokolwiek opiera się mojemu darowi.
-Dzień dobry.
-Dzień dobry Bello, siadaj. Co byś zjadła? Są tosty, jajka, kawa.- Esme zaprowadziła ją do stołu.
Mam nadzieję, że czuje się dziś lepiej, pomyślała i zerknęła na mnie. Pokręciłem głową. Nie wiedzieli jeszcze, że jej nie słyszę.
-Nie pije kawy-na te słowa Emmett obiecał sobie wywalić ekspres, cicho się zaśmiałem- Mogą być tosty. Dziękuję.
-Jak ci się spało? -zapytał Carlisle stawiając przed nią talerz.
Widzisz!, pomyślał Emmett wiedząc, że go słyszę. Już całkiem z nią lepiej. Nie ma co, ja to nadaje się do wszystkiego. Jest Emmett, nie ma problemu, zaśmiał się. Tak, doskonale słyszałem ich wczorajszą rozmowę. Jeszcze nie miałem okazji udrzeć mu nosa, za to co o mnie wygadywał. Tylko dlaczego, to co ona o mnie myśli, tak bardzo mnie obchodziło?
-Bardzo dobrze. No i dziękuję za wszystko.
-Drobiazg. Chcemy, żebyś się tu czuła jak w domu.
-Mam nadzieję, że będę.
Obserwowałem ją. Była spięta, uważnie dobierała słowa. Chyba jednak wcale nie było tak dobrze.
-Masz jakieś plany na dzisiaj?- zapytała Alice. Już wiedziałem, że ona dla niej wszystko ustaliła. Tak, mogłem bez obaw stwierdzić, że Alice ma niezłego bzika.- Mogłybyśmy pojechać na zakupy. Słyszałam, że...
Przerwał jej dźwięk telefonu.
-To chyba do ciebie -powiedziałem siadając na przeciwko niej
Trochę zdziwiona wyciągnęła z kieszeni komórkę
-Tak słucham?
-Cześć. To ty Bello?- był to wesoły, z pewnością męski głos, jednak słyszałem go pierwszy raz. To raczej nie mógł być nikt z naszej szkoły. A więc jej starzy znajomi.
-Tak, a z kim rozmawiam?
-Jacob. -nic mi to imię nie mówiło, jej chyba też nie.
-Jaki Jacob?
-No wiesz?!- chłopka się oburzył- Jacob Black. Przyjeżdżałaś do nas, jak odwiedzałaś w Forks ojca. Nie pamiętasz? Chodziliśmy razem zbierać kamyki na plaży.- skąd ta dziewczyna znała kogokolwiek z plemienia quileute? Wszystkich to również zdziwiło.
-Ah już pamiętam. Kamyki mnie przekonały.- wstała od stołu i oddaliła się. Nie chciała, żebyśmy słyszeli. Nie wiedziała tylko, że my słyszymy wszystko.
-No popatrzcie, pamięta kamyki, nie pamięta mnie.
-Kamyki są bardziej interesujące.-zaśmiała się. Nie wiem czemu, ale mnie to zaniepokoiło. Nie jej śmiech, nie, musiałem przyznać, że miała piękny śmiech. Zaniepokoiło mnie to, że jemu przy pierwszej rozmowie i to przez telefon udało się ją rozśmieszyć,a ja nie rozśmieszyłem jej ani razu. Będę musiał to zmienić. Zaraz się jednak opamiętałem. Dlaczego tak bardzo chciałem być tym przez kogo zaśmiewałaby się do łez? Przecież nikim takim nie byłem. Byłem wampirem, któremu poprzewracało się w obecnej chwili w głowie. Chwała Bogu, że nikt nie słyszał moich myśli.
-No wiesz?! Jak możesz tak mówić? Nawet nie wiesz jak mnie to zraniło.- chłopka udał rozpacz, co ją ponownie rozśmieszyło. Zachichotała.
-A ty jak się czujesz? -zapytał czule odrzucając wesoły ton
-Jakoś daje radę.- westchnęła. Nie umiała kłamać.
-Ojciec coś wspominał, że przyjedziesz.
-Tak, mieszkam u...- zawahała się- Cullenów, znasz ich?
-No jasne. Kurcze ty to masz szczęście, wiesz jaką oni mają chatę?!
-Jake!
-No co? Najbogatsza rodzina w tej dziurze. A kiedy przyjechałaś?
-Wczoraj.
-Wiesz tak właściwie dzwonie, żeby zaprosić cię do nas na, hmm chyba obiadokolacje. Albo coś w tym stylu. Nie wiem, co dokładnie szykują w kuchni, ale dostałem rozkaz, żeby cię przekonać. W sumie to wolę rozmawiać z tobą niż mieć do czynienia z moją niepoczytaną siostrą.
-Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł- czy tylko mi się wydawało, czy naprawdę wolała zostać z nami? Może wtedy udało by mi się spędzić z nią więcej czasu, przekonać ją do siebie, sprostować to wszystko co nagadało na mnie moje rodzeństwo? Do diabła, dlaczego mi na tym tak cholernie zależało?- Jeszcze z tym wszystkim się nie uporałam.
-No wiem, że to nie jest łatwo, ale zobaczysz fajnie będzie. Powspominamy, pośmiejemy się. Zresztą Rachel mi nie wybaczy jeśli cię nie będzie. Nawet nie wiesz jak się na tą twoją wizytę napaliła. -Rachel przyjechała?-zapytała odzyskując odrobinę radosnego brzmienia w swoim słodkim głosie. A więc, ta cała Rachel była dla niej ważna. Wstrzymałem oddech oczekując w napięciu jej decyzji i łudząc się nadzieją, że jednak odmówi.
-No, jakieś dwa tygodnie temu wróciła, za trzy dni wraca z powrotem. Sama widzisz. Nie wiem kiedy powtórzy się taka okazja, żeby zobaczyć nas, no w prawie pełnym składzie, więc nie będzie ani tobie, ani mi na rękę jak odmówisz. No Bello, nie daj się dłużej prosić. Naprawdę kończą mi się już argumenty.
-No nie wiem. Okej skoro Rachel przyjechała, to przyjadę, ale tylko na chwilę, poczekaj chwilkę muszę się zapytać.
-O pozwolenie ich? -zdziwił się. Ten cały Jacob zaczął mnie irytować. Czym my się niby różnimy od tej jego rodzinki? Chyba, że wiedział...?
-Tak, o pozwolenie Jake.
-Ale chyba ci nie zabronią nie? Przecież będzie Billy więc nie stanie się nam nic złego. Możesz im powiedzieć, że będziesz pod opieką rozsądnego rodzica. Nie dodawaj, tylko, że jest to Billy. Doktor Cullen na pewno go zna, więc może mieć pewne zastrzeżenia. Zresztą nie dziwiłbym się mu- Carlisle zachichotał pod nosem. - Pamiętasz, ja Rachel prawie by utonęła, wtedy gdy byliśmy razem z Charliem na rybach. Byli tak zajęci, że ich pociech wcale ich nie obchodziły.
-Tak pamiętam- Bella ponownie się uśmiechnęła, a ja ponownie chciałem być na miejscu tego chłopka. Chociaż, może niekoniecznie, on nie mógł się jej przyglądać, chociaż, Bella miała spędzić z nim praktycznie cały dzień, jeśli oczywiście Carlisle się zgodzi. Co do tego nie miałem jednak wątpliwości.-Wiem jaki jest Billy, ale to nie on się mną opiekuje. Chyba tak można to nazwać. Poczekaj chwilę.
Odwróciła się do nas i spytała:
-Będziecie mieli coś przeciwko jeśli przyjedzie po mnie Jacob?
Esme aż kipiała z radości. Zaczyna, traktować nas jak rodziców, pyta nas o zdanie. Uśmiechnęła się do Carlisle'a, ale za chwilę się opanowała i odpowiedziała
-Nie, oczywiście możesz spotykać się z kim chcesz. Nie musisz nas pytać o pozwolenie.
-Jesteście moimi prawnymi opiekunami, więc chyba jednak muszę. A przynajmniej powinnam.- Bella zawahała się, a na jej policzki wstąpił delikatny rumieniec. Wyglądała naprawdę uroczo.
-Naprawdę nie musisz.
-Dobrze, dziękuję- uśmiechnęła się i ponownie odwróciła
-I co możesz iść? Tylko nie mów, że nie. Jejku Rachel mnie zatłucze jeśli nie przyjedziesz.
-Mogę mogę, już nie przesadzaj.
-Świetnie. Uratowałaś mnie-zaśmiał się, na co ona odpowiedziała tym samym. Ponownie, chciałem się z nim zamienić.
-Wiesz gdzie to jest?
-Oj Bello, nie obrażaj mnie. Mieszkam tu od dziecka, znam Forks jak własną kieszeń.
-Okej, to ja czekam.
-Mam jeszcze jedno pytanie.- zawahał się- Czy zgodziłaś się przyjechać tylko dlatego, że Rachel wróciła?
-Głównie dlatego- Bella westchnęła
-No mogłabyś okazać trochę serca i powiedzieć, że za mną też się stęskniłaś.
-No może trochę.
-Cóż, takie coś bardzo mnie satysfakcjonuje- westchnął
-Tak, Jake za tobą również się stęskniłam i już nie mogę się doczekać, żeby cię zobaczyć. Lepiej?
-Sto razy lepiej. Ja również się za tobą stęskniłem, Bello. Przyjadę za godzinę. Ubierz wygodne buty, znając moją siostrzyczkę pewnie cię wyciągnie na jakiś tor przeszkód. Zresztą, ty też ją znasz. Pa.
-Pa, Jake. Tylko nie jedź za szybko!- ostrzegła go. Martwiła się o niego, o niego a nie o mnie. Do cholery dlaczego tak bardzo mnie to obchodziło i dlaczego tak bardzo pragnąłem coś dla niej znaczyć? Okej, obudź się, tu rzeczywistość, a ty jesteś tylko zimnoskórym wampirem, który nie kontrolując się mógłby ją zabić. Lepiej się z tym pogodzić. Ale i tak muszę zmienić jej zdanie o mnie.
-Oj Bello, Bello, nie jestem aż takim niezdarą.
-Jesteś. Pa.
Odłożyła telefon i ponownie usiadła przy stole.
-Hej Bella- zapytał Emmett- A kim jest ten cały Jacob? To twój chłopak?
-Nie, to syn znajomego mojego ojca, Billego Blacka. Widziałam go ostatnio kilka lat temu, a jeszcze teraz wróciła jego siostra Rachel. Tylko ich z tych pobytów w Forks pamiętam.- westchnęła jakoś ciężko
-Nie lubiłaś tego miejsca?-zapytał Jasper, doskonale wyczuwając jej nastrój. Dlaczego on ją wyczuwał, a ja nie mogłem ją usłyszeć? Niczego w tej chwili bardziej nie chciałem.
-Raczej nie. Nie dogadywałam się z ojcem, no i nie przepadam za deszczem. Wolę słońce.
-To tak jak my. Spróbuj koniecznie jajecznicy. Japser męczył się nad nią całe piętnaście minut. Ale nie martw się zatruta nie jest.-zawołała wesoło Alice
Bella uśmiechnęła się. Pierwsze raz zobaczyłem ją uśmiechniętą. Jej twarz nabrała naturalnych rumieńców, a oczy promieniały. I ogarnęło mnie dziwne uczucie, zdałem sobie sprawę że byłem zazdrosny. Zazdrosny o to, że nie ze mną Bella spędzi dzisiejszy dzień.
***
Byłam zszokowana gdy Jacob zadzwonił. Jeszcze bardziej zaskoczył mnie jego wygląd, gdy godzinę później podjechał pod dom Cullenów. Ostatni raz widziałam go... nawet nie pamiętałam kiedy. W każdym bądź razie nie miał wtedy długich włosów, nie był tak wysoki i opalony. Był jeszcze dzieckiem.
-Bella! -zawołał gdy wyszłam przed dom -Jejku jak ty się zmieniłaś. Ale wyładniałaś! Teraz wreszcie wyglądasz jak kobieta- zaśmiał się i mocno mnie przytulił
-Zawsze byłam kobietą.
-Tylko nie zawsze wyglądałaś jak kobieta.
-No wiesz?! Ty też urosłeś Jake! Ile już masz?
-Metr osiemdziesiąt.-powiedział z dumą- Chodź. Ojciec już nie może się ciebie doczekać. Ciekawe czy cię pozna. Ale chata. -spojrzał na dom
-Weź przestań. A gdzie Rachel?
-No wiesz- oburzył się- Mogłabyś przynajmniej udawać, że się cieszysz na mój widok.
-Cieszę się, naprawdę.
-W takim razie okej. Rachel została w domu, przygotowuje kolacje. Gdy tylko dowiedziała się, że przyjedziesz, zaczęła wariować. Naprawdę cieszę się, że musiałem po ciebie jechać, bo jeszcze i mnie nagnałaby do sprzątania.
-Bello przyjechać po ciebie?-zawołał Carlisle
Odwróciłam się, lecz odpowiedział za mnie Jacob.
-Nie, odwiozę Bellę. Moja siostra, oczywiście jeżeli jeszcze nie rozsadziła kuchni, to miała przygotować również kolacje więc trochę to zejdzie. Wie pan jak to jest, jak się spotkają dwie kobiety to koniec.- westchnął komicznie
-Jake!
-No co? Nie mam racji?
-Nie masz- ale mimo wszystko się uśmiechnęłam. Jake działał na mnie dziwnie kojąco. Jak balsam. -Proszę się nie martwić.- zwrócił się ponownie do Carlisle'a - Bella jest w dobrych rękach.
-Miłej zabawy.-uśmiechnął się do mnie. Już miałam się odwrócić, gdy zauważyłam Edwarda. Stał na piętrze, w korytarzu i bacznie mnie obserwował. Czy mi się wydawało, czy naprawdę nie był za szczęśliwy, że Jacob objął mnie w pasie i zaprowadził do auta?
Podaj swą dłoń i bądź
Podaj swą dłoń
By wyrwać czyjeś serce z sideł samotności
Móc poczuć prawdziwy smak radości
Podaj swą dłoń
By łatwiej było znosić trudności
Wypraszać ze swych myśli nieproszonych gości
Podaj swą dłoń
By obcy był stan oschłości, niepewności
By na nowo wskrzeszona została planeta miłości
Podaj swą dłoń
Nie skazuj na poczucie samotności
Nawet gdy wokół same ciemności
A serce drży z nadmiaru wątpliwości
Podaj swą dłoń
Po prostu ją podaj
Po prostu bądź
~Przemijająca_ ©
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
11 komentarze:
Udało Ci się , udało. Rozdział bardzo mi się podoba. Ju nie mogę się doczekać następnego. Pozdrawiam. :)
Rozdział cudowny. Cieszę się że Bella dochodzi do siebie. Jacob jest wilkołakiem? Chyba jeszcze nie, bo gdyby był nienawidził by Cullenów a raczej był do nich pokojowo nastawiony, co nie pasuje do Jaka - wilkołaka. Czekam na nn i proszę zostawiaj informację o nowych nn w rubryczce SPAM. Ps. Naprawdę masz talent!
Rozdział jest świetny, bardzo mi się podoba.
Dziękuje za wzięcie pod uwagę mojej propozycji ;) Poszło ci naprawdę dobrze opisanie uczuć i emocji Edwarda. A trudno jest się wcielić w rolę wampira-wegetarianina o zapędach masochistycznych. Wiem co piszę :D
Szczególnie spodobała mi się ta zazdrość o Bellę. Koleś w ogóle nie zna dziewczyny, wydaje mu się, że nigdy nie będzie miał u niej szans (ze względu na to, iż to nie jest człowiek)... Jednak to nie przeszkadza mu w złości na Jake'a. A najlepsze były te momenty, w których sam siebie się pytał, dlaczego go obchodzi to, że Bella lubi Jacoba. To było boskie :D
Spodobała mi się też rozmowa Emmeta z Bells. I mam takie małe pytanko. A mianowicie chodzi mi o fragment, w którym on mówi, że Rosalie ją polubi, bo do tej pory tylko ona w rodzinie jadła płatki... U Ciebie wampiry mogą jeść? Nie obrzydza ich to? Bo jakoś nie wyłapałam ... :)
Albo wspaniałe było to jak Edward wszedł do pokoju Belli, a ona była w ręczniku. Takie akcje zawsze mnie rozbrajają :D
Fajnie, że Rachel spotka się z Bellą. Nie było jej chyba jeszcze w żadnym opowiadaniu, więc jestem bardzo ciekawa jaka jest :)
Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg wydarzeń :)
Pozdrawiam! ;****
Czy ci się udało?! No jasne, że się udało! I to bardzo dobrze się udało! (powtarzam się). Rozdział jest mega, cudowny, super, świtny itp itd. Po prosyu nie mogłam jak Emmett opisywał chrapanie Jaspera, albo walka Emmcia i ekspresu. Ej zrobisz coś dla mnie. Zrób krótki opis jak Emmett wyrzuca ten nieposłuszny ekspres przez okno. Co do opisu perspektywy Eddiego to bardzo mi się spodobało. Czekam na jego rozmowę sam na sam z Bellą.
Pozdrawiam, kochana ;**
Hej na blogu http://bells-i-reszta-cullenow.blog.onet.pl/ pojawiła się nn! Zapraszam!
PS: Jest napisane że dodano 5 marca ale tak naprawdę 15. Przepraszam !
Tutaj bellciaXD z bloga:http://bella-i-edward-najnowsza-historia.blog.onet.pl/
Dodasz mnie do polecanych?Notka jak będzie to zainformuje.
Hej :)
Zapraszam na http://mala-duza-bella-swan.blog.onet.pl/ wazna informacja!!!!!!!!!!!!!
Pozdrawiam Angela
http://moja-historia-twilightsaga.blog.onet.pl/ jest nn
Pozdrawiam Angela
u mnie na http://nowa-historia-belli-i-edwarda.blog.onet.pl/ jest dłuższa niż ostatnio nn
Hej u mnie na http://swiat-belli.blog.onet.pl/ NN ;] Zapraszam ;*
Najbardziej rozwalił mnie fragment przygotowywań śniadania dla Belli ;D
Jasper męczący się nad patelnią Xd
Masz świetny styl pisania,naprawdę bardzo mi się podoba! Jest świetne! Podobała mi się rozmowa Emmetta z Bellą i walka Carlisle'a z tostownicą :)
Masz talent!
Zapraszam do mnie na NN!
http://the-cullen-history.blogspot.com/
Prześlij komentarz